Jak co roku, przy okazji świąt powtarza się ta sama śpiewka, którą „terroryzują” nas fit strony i różnego typu trenerzy, czy celebryci związani z branżą fit. Odpalasz komputer i już widzisz skierowany w Twoją stronę palec wskazujący, który przestrzega Cię przed jedzeniem w święta. Musisz pamiętać, że Twoje potrawy mają być fit i musisz pilnować tabelek kalorycznych, nie możesz przekroczyć swojego zapotrzebowania, makro i mikro składników…jeżeli ulegniesz pokusie, to wszystko stracone, wszystko na nic, jesteś przegrany/a.

Jak zatem powinny wyglądać święta, gdybyśmy się trzymali tego co nam mówią fit doradcy? Ja to widzę tak: Na stole stoją potrawy w pojemnikach 100g z wyliczonymi składnikami pokarmowymi i wartością kaloryczną, oczywiście nie ma miejsca na gluten* i nabiał*. Wszystko jest przygotowane na oleju kokosowym, nic nie zawiera cukru, zamiast niego jest stevia. Każdy nakłada sobie tyle potraw, ile pozwala mu na to dieta. Obowiązkowo po kolacji, lub też jeszcze przed trening, wtedy możemy więcej, gdyż będzie to nasz posiłek przed, lub potreningowy.

Gdzie zatem jest miejsce dla tradycyjnych potraw…oczywiście w śmietniku, lub w skansenie…bo przecież, jak można tak tłusto i kalorycznie gotować? Co jednak zrobić jak się znajdziemy już na tradycyjnej kolacji świątecznej? Udawać, że wszystko jest dobrze i spróbować trochę ryby w galarecie, jest szansa, że nie przekroczy  zapotrzebowania i nie skoczy nam cukier, który uwolni insulinę.

wigiliafot.http://znotatnikakrychy.blogspot.com

Wiadomo, że jeżeli chce się mieć efekty, to trzeba się trzymać planu i nie powinno się od niego robić odstępstw. Nie wolno podjadać, nie wolno przekraczać swojego zapotrzebowania…wtedy są efekty. Istnieje coś takiego jak cheat meal, który moim zdaniem jest bardzo potrzeby, gdyż zapewnia spokój psychiczny w okresie diety i pozwala przekształcić ją w standardowy sposób odżywiania…oczywiście mówię o „zdrowej diecie” a nie jedzeniu liścia sałaty popitego szklanką wody z kroplą octu. Przy cheat meal-u, także należy pamiętać o umiarze i nie można wykorzystywać tego do najedzenia się za wsze czasy.

Wszystko co słyszymy ma jak najbardziej sens, ale w określonych sytuacjach. Jakie to sytuacje? Na przykład, jeżeli jesteście zawodowymi sportowcami i macie niebawem ważne zawody lub występ, do którego się przygotowujecie od dłuższego czasu, wtedy diety należy pilnować i lepiej nie robić odstępstw. Natomiast jeżeli jesteście zwykłymi ludźmi, bądź sportowcami amatorami, czy też jesteście na diecie redukcyjnej, nie popadajcie w paranoję i najnormalniej w świecie nie słuchajcie tego „terroru”. Naprawdę myślicie, że ten jeden wieczór może zniweczyć to co do tej pory wypracowaliście? Myślicie, że jak się najecie na święta, bez patrzenia na skład i kalorie, to będziecie przegrani, bo ulegliście?  Na co dzień trzymacie dietę, ćwiczycie, robicie wszystko wedle założeń i nagle ta jedna kolacja ma wszystko zepsuć? SERIO?!

Nie pozwólcie zepsuć sobie świąt i całego  nastroju, tym, że ktoś Wam zakazał takiego jedzenia. Mamy 365 dni w roku, więc jeżeli zrobimy sobie nawet parę dni „rozpusty” niczego to nie zmieni, nic nie legnie w gruzach.

Osobiście mam dla Was ważniejszą radę, od tej, aby uważać na to co się je na Święta. Tą radą jest UMIAR…tylko umiar powinien nam przyświecać. Jeżeli robimy odstępstwo od tego jak jemy na co dzień, to róbmy to z umiarem i nie zachowujmy się jak świnie przy korycie, które nie były karmione przez tydzień.

Jedzcie zatem, to co święta Wam zaoferowały i nie próbujcie być bardziej fit, niż fit doradcy. Zobaczycie, że Wasze otoczenie na tym skorzysta…ale najbardziej skorzysta na tym Wasza psychika.  

 

*nie dotyczy osób z nietolerancją laktozy, oraz tych którzy mają medyczne przeciwwskazania odnośnie glutenu.