Kim jestem? Może na początek się przedstawię, bo chyba tak będzie łatwiej dla mnie i dla Ciebie. Dlatego przejdźmy już teraz na TY… Nazywam się Krzysztof Mańkowski i pochodzę z Olsztyna na Warmii i proszę Cię, nie myl tego z Mazurami, choć pełna nazwa naszego województwa to Warmińsko-Mazurskie. Urodziłem się w roku, o którym pisał George Orwell. Jeżeli chcesz, to możemy skrócić trochę dystans, dlatego możesz mi mówić Maniek, bądź Szychu… na obydwa reaguję 🙂
Prywatnie jestem ojcem dwóch wspaniałych dziewczyn Alicji i Jagody. Zawodowo, zajmuję się zarządzaniem wielkopowierzchniowym przedsiębiorstwem rolnym. Natomiast z pasji do biegania, prowadzę wraz z przyjacielem Grzegorzem Baranem, Fundację „Warneland”, która organizuje wydarzenia biegowe, takie jak Ultramaraton Warmiński WARNELAND, Backyard Ultra Warmia oraz Cygańska Pętla. Zajmujemy się również promocją długodystansowego szlaku o nazwie GSW (główny szlak warmiński -237 km), będącego częścią Czerwonego Szlaku Kopernikowskiego.

Jak już mnie trochę znasz, to mogę przejść do autopromocji i przedstawię Ci się trochę ze strony sportowej.
Sportem interesowałem się od najmłodszych lat, zawsze byłem bardzo ruchliwym dzieckiem, które nie potrafiło usiedzieć w miejscu.
W szkole podstawowej uczyłem się w klasie sportowej, więc reprezentowałem szkołę w prawie każdej dyscyplinie drużynowej, jednak to piłka nożna była tą, która interesowała mnie najbardziej.
Szkoła średnia, to bardziej twardy sport, gdzie kontakt był bardzo częsty i brutalny, a było to Rugby.
Okres studiów, to zmiana zainteresowania, ale dalej bardzo kontaktowo. Zainteresowałem się BJJ czyli Brazylijskim Jiu Jitsu, w którym startowałem w ogólnopolskich zawodach.

To właśnie podczas przygody z BJJ zacząłem biegać, bo chciałem schudnąć i zejść do niższych kategorii wagowych. Tak mi się to bieganie wkręciło, że zaprzestałem kulanek na macie i całkowicie oddałem się pasji, która pochłonęła mnie doszczętnie.
POCZĄTKI Z BIEGAMI MASOWYMI
Któregoś razu, jeden ze znajomych podsunął pomysł, żeby wystartować w Biegu Niepodległości w Gdyni na dystansie 10 km i tak też uczyniliśmy. Pierwsze zawody, wielka niewiadoma, ekscytacja, różne scenariusze w głowie…jednym słowem mentlik. Wyjazd rano, żeby zdążyć odebrać pakiety startowe. W drodze, zdrowe jedzenie…seler naciowy, marchewka itp. Po dojechaniu na miejsce, odbiór pakietów i…2 godziny czekania, człowiek robi się głodny i zdenerwowany, coś trzeba przekąsić. Wybór pada na KEBAB…hehehe, tak, tak, KEBAB, ale na cienkim cieście i bez sosu majonezowego…zdrowo o zgrozo. Jako, że to pierwszy bieg, nie obyło się bez wpadek amatora, a chyba największą była odzież, jakieś zimowe ocieplane luźne spodnie, bawełniana koszulka, bawełniana bluza i polarowa kurteczka z nieoddychającymi elastycznymi rękawami. Jak wiadomo zagotowałem się pod ta skorupą ale dobiegłem do mety swojego pierwszego biegu z czasem 53 minut. Tuż za metą czułem się fantastycznie, gdyż nigdy nie spodziewałbym się tak wspaniałej atmosfery towarzyszącej takim imprezom. Dla mnie samego było to coś nowego, rywalizacja ale zupełnie inna niż ta na macie, tu nie liczy się miejsce, tylko sam udział w imprezie i radość z pokonywania kolejnych metrów pośród tysięcy uczestników. Po odebraniu pamiątkowego medalu rozmawiałem z paroma osobami, które mogłyby być moimi rodzicami i mimo swojego wieku biegają maratony czy triatlony nie tylko w kraju ale i za granicą. Patrząc na nich i słuchając tych opowieści postanowiłem sobie, że na starość też taki będę i to ja kiedyś zaciekawię kogoś swoją osobą. W głowie narodziła się myśl i szybko stała się twardym postanowieniem: „ Za rok pobiegnę i ukończę 13 Maraton Poznański”, chyba nikt poza mną, nie brał tego na serio i nie ma się co dziwić, pierwszy bieg w życiu i od razu takie postanowienia
Przebiegłem maraton w Poznaniu z czasem 4:44 h i to mi pokazało, że trzeba się poważniej za to wziąć i robić to lepiej i z głową. Po drodze wpadały krótsze biegi na 5 czy 10 km, jakieś masowe połówki i oczywiście maratony, które na tamten czas, były głównym wyzwaniem. Zdobyłem odznakę Korony Maratonów Polski i przyszedł czas na poważniejsze zadania, czyli pierwsze ultra. Mój pierwszy ultra bieg nazywał się 147 Ultra, a jego trasa wiodła ze Szczecina do Kołobrzegu i faktycznie wynosiła 151 km… fajny debiut, co? Biegłem go trzy razy 😉
Później było już tylko grubiej, ale nie będę się rozpisywał, w zamian przedstawię Ci parę zrealizowanych tematów.
- Bieg Rzeźnika
- Festiwal Biegu Rzeźnika (wszystkie biegi, dzień po dniu)
- Tri City Ultra Trail 80 km
- Akcja charytatywna dla Fundacji Synapsis „Przebiegnę Wszystko – na rzecz Autyzmu”
- Marriott Everest Run 24 h bieg po schodach x 3
- Birthday UltraRun 24 h bieg po pętli 2,4 km
- Winter Trail Małopolska 105 km
- Bieg Ultra Granią Tatr x 3
- Korona Gór Polski na szybkości – solo
- Korona Gór Polski na szybkości – w parze z zespołem Projekt 28
- GSW w parze x 3
- Biegi OCR (np. Biegun OCR formuła Totalny, Runmageddon, WolfRace, itp.)
- Black Lake Race – Norwegia
- Backyard Ultra x 3
Do tego jeszcze parę oficjalnych i mniejszych ultra, oraz nieoficjalne wyzwania biegowe w górach, które kocham najbardziej.
Z biegiem lat, różnie bywało z intensywnością i motywacją do biegania, ale dalej TU jestem i realizuję skrupulatnie to, co sobie założę.
