„Mam tak samo jak Ty, miasto moje a w nim: Najpiękniejszy mój świat, najpiękniejsze dni. Zostawiłem tam, kolorowe sny”, śpiewał Czesław Niemen w „Śnie o Warszawie”. Zostawiając ów sny w Olsztynie, przybyłem do stolicy, ujrzeć Warszawski dzień, dzień w którym pobiegłem swój ostatni bieg zbiórki „Przebiegnę WSZYSTKO – na rzecz Autyzmu”, którą zorganizowałem w ramach akcji biegiemnapomoc.pl, zbierającej pieniążki dla Fundacji SYNAPSIS, zajmującej się autyzmem.

DSC05626

36 PZU Maraton Warszawski, był siódmym i ostatnim biegiem zbiórki, w ramach której do przebiegnięcia miałem sześć maratonów i jeden ultramaraton (151 km). Można powiedzieć, iż ten bieg był wyjątkowy, gdyż w całej imprezie brała udział spora część mojej rodziny. Żona Ania pobiegła w „Bieg na Piątkę”, natomiast na królewskim dystansie wystartował brat Piotrek, którego prowadziłem na Orlenie, oraz debiutująca siostra Monika. Wszyscy dopięli swego, Ania oraz Piotrek zrobili nowe życiówki, natomiast Monika tak jak sobie wymarzyła dobiegła do mety z uśmiechem na twarzy, nie „umierając” przy okazji.

DSC05708

Biegło mi się bardzo fajnie, w większości w strefie komfortu. Gdzieś koło 30 km, mój przemęczony poprzednimi startami organizm, tradycyjnie zareagował na słońce, odcinając mi trochę oddech, co skutkowało spowolnieniem. Wielu z Was, pewnie pomyśli sobie, że byłem zły z tego powodu…nic bardziej mylnego, gdyż dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Miałem czas na zrobienie sobie tradycyjnych „selfie” z ciekawymi ludźmi na trasie i przybijanie „5” z kibicami.

20140928_124122

„Prąd” powrócił na ostatnim kilometrze, „I na skrzydłach jak ptak, będę leciał co sił tam, gdzie moje sny i warszawskie kolorowe dni”. Dobiegając do stadionu robiłem hałas jak nigdy, zmuszając co rusz kibiców to głośnego dopingu. Na płycie stadionu, mając przed oczami metę, biegłem od lewej do prawej „terroryzując” kibiców i krzycząc „Warszawo obudź się”, „Warszawo, nie słyszę Cię”. Ostatecznie ukończyłem bieg z czasem 03:44:58, z czego jestem zadowolony – kto by nie był, kończąc maraton.

DSC05684

M

ógłbym się trochę czepiać, kwestii organizacyjnych, lecz nie przywiązuje do tego aż takiej wagi, żeby pluć jadem, bardziej się skupiam na samym biegu oraz ludziach. Co mnie zadziwiło i spowodowało opadającą „łympę”? Na pewno był to brak „Pasta party” oraz małe i ciasne „expo”, reszta to detale, które są kwestią sporną i nie wymagają wnikliwej analizy.

Po skończonym biegu, ponad godzinę stałem przed samym stadionem głośno dopingując wbiegających i finiszujących bohaterów, większość z imienia – taki doping naprawdę dodawał im skrzydeł i powodował uśmiech na zmęczonej twarzy. Mam nadzieję, że ktoś z Was doświadczył mojego dopingu i posłał kąciki swoich ust ku górze.

Finiszując na „Narodowym” czułem się jak „Olimpijczyk”, zarówno teraz, jak i rok temu.