Nie przesadzę, gdy napiszę, iż większość osób, które zaczynają swoja przygodę z maratonem, za cel stawiają sobie zdobycie „Korony Maratonów Polskich” Czym jest tak cała „Korona”? – zapytają mniej wnikliwi biegacze – Korona Maratonów Polskich to odznaka, którą zdobywa się zaliczając w ciągu dwóch lat, licząc od pierwszego maratonu, pięć określonych i nazwanych najbardziej prestiżowymi, biegów maratońskich. W ich skład wchodzą Dębno Maraton, Cracovia Maraton, Maraton Wrocławski, Maraton Warszawski oraz Poznań Maraton.
Osobiście, także uległem tej pokusie i po pierwszym maratonie, stwierdziłem, że robię koronę. Właśnie w ten sposób, mój kalendarz biegowy szybko został zapisany konkretnymi imprezami.
Na pierwszy strzał poszedł w 2012 r. Poznań Maraton, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę się starał o koronę, koncentrowałem się na zupełnie innych sprawach.
Prawie rok później do królewskiej kolekcji dołączył Maraton Warszawski, na którym ustanowiłem swój najlepszy wynik (3g27m) i poniżej którego, póki co nie mogę zejść – może trzeba biegać więcej niż dwa razy na tydzień?!
Rok 2014 zapowiedział się pracowicie, gdyż samych królewskich biegów miałem do zrobienia aż trzy. Tak więc sezon otworzył Dębno Maraton i wyrównanie życiówki.
Następnie, po paru tygodniach, zawitałem w Krakowie w poszukiwaniu smoka Wawelskiego
Jako wisienka na torcie, został Wrocław i był chyba najweselszym biegiem z całej tej królewskiej piątki.
Tak więc, zrealizowałem marzenie debiutanta-amatora i zostałem mianowany królem, jednym z bardzo wielu, ale jednak królem. Korona jest w moim posiadaniu, jednak na głowę jej nie założę, gdyż kształtem przypomina medalion ale nie umniejsza to jej „mocy” wcale.
Koronę zdobywa nie ten, który zniszczy przeciwników, lecz ten, który dobiegnie do mety pięć razy.